wtorek, 7 grudnia 2010

Ewangelia Tiramisu i Białej kozy.

Tiramisu było smaczne, tak. Ale jak się go zje 4 kawałki na raz, a potem jeszcze wepchnie do żołądka cały obiad, to już nie jest tak przyjemnie.
Uwaga! Panie W., niech pan przestanie mnie śledzić i zajmie się ważniejszymi sprawami. Pan W. pewnie nawet nie wie, że to o niego chodzi, ponieważ gdy piszę "pan", mogę mieć, równie dobrze, na myśli jakąś kobietę. Ah, to moje tłumaczenie...
Tiramisu musiałam nieść do szkoły sama, ponieważ nie kupiłam talerzyków w niedzielę i mama musiała stracić aż pół godziny, żeby je w poniedziałek kupić. Oh, jakie to straszne. Gdyby widziała co piszę, zaczęłaby krzyczeć, ponieważ stawiam wszystko w zupełnie innym świetle niż ona.  Tiramisu ważyło z 3 kilo + około 5 kg (zawartość plecaka) = 8 kg. Miałam plecak wypchany michą, co sprawiało mi problem z oddychaniem.
Dziś przybyło mi 200 min. życia więcej, bowiem z S.L.M. śmiałyśmy się szczerze 20 razy :D Zwłaszcza z "Hanki Fany Montany", myślałam, że upadnę na śnieg z rozbawienia.
A w poniedziałek - Pani Biała koza - "Uwaga, czytam piątki: 13. Kto jest 13? Dobrze, czytam czwórki..." :D Kocham ją <3 [ja mam 3 na semestr].
Podsumowując, dzień był dobry ;P

niedziela, 21 listopada 2010

Mielone z nędzy.

Żyj człowieku, żyj!

Czuję się jakbym była zamknięta w klatce. Prawdę mówiąc nie jest to dziwne. Jestem zamknięta w klatce własnego umysłu i nigdy się z niej nie wydostanę. Nigdy. Czas upływa tak bezsensownie... Nie wiem po co w ogóle tu nadal jestem. Żeby sprawiać komuś radość?... Natenczas radości raczej sprawiać nie będę. W takich momentach czuję się jak ta zagubiona owieczka w stadzie gigantów, które chcą mnie pożreć. Nie wiem skąd się to bierze, nic o samej sobie nie wiem. To niby przez muzykę?...

piątek, 5 listopada 2010

Azorononenorenogenonen.

Spam, spam, spam, spam, spam, spam, spam, kurwa SPAM!!
3, 2, 1... Start!
Już się stała prawie 22, a jeszcze przed chwilą była 16:59, a ja czekałam na przystanku aż przyjedzie autobus. Gdzie się podział cały czas?
Ładnie dziś było? Może... Przynajmniej lekcje szybko minęły. Prawie wszyscy pozapominali, a raczej nie wiedzieli, co to szczerbiec. A mnie się nazwy zakonów pomyliły, wiele innych rzeczy zresztą też. Nauczycielka chemii mi nie policzyła jednego punktu, postawiła 3+, a ja się rozpłakałam na lekcji. Ha, za chwilę wyjdzie na to, że jestem emo. I właśnie jest 22:00. Stwierdziłam, że mogłabym na matematyce mieć tylko i wyłącznie konstrukcje geometryczne i byłabym w siódmym niebie. Hm... a może w moim wypadku raczej w "szóstym piekle". Oj nie, nie mogę tak mówić, za chwilę jakieś dziecko lub `bardzo mądry dorosły` uzna, że jestem, jak niektórzy mówią, "szatanistką". Najbardziej mnie zastanawia fakt, iż część ludzi twierdzi, że wierzy w "satana" i jest "szatanistami". Tym to się w dupach poprzewracało...
Huhu, dzisiaj z S.L.M. zrobiłyśmy "eksperyment". Mianowicie kupiłyśmy `gazetę`, jeśli w ogóle można to tak nazwać, back to black. Masakra. Po cholerę żeśmy wydały 10 złotych. Tego się czytać nie da. Doszłyśmy do wniosku, że jest to gazetka rangi bravo, dla napalonych dziesięciolatek, które chcą być "mhroczne".
To teraz poważnie zabiorę się za marnowanie weekendu.
Miłego i do zobaczenia.

piątek, 29 października 2010

Nie.

Jest piątek. Równo godzina 23:00. Siedzę na kanapie, oczy mi się kleją. "Myć się i spać!". Czy ja sobie wmawiam, że jestem `twarda` i siedzę przed komputerem?
S.L.M. przez cały tydzień nie było w szkole. Ehh... Mówiła mi, że jej jakaś dziwna pielęgniarka krew pobierała.
Już godzina minęła, jest 00:06, jak widać pisanie mi nie idzie... Nie mam zamiaru się wysilać, dobranoc.

sobota, 23 października 2010

Wymiana.

Zakończenia zawsze nie wychodzą. W końcu spoczywa jakaś odpowiedzialność. Jak koniec nie wyjdzie to wszystko najlepiej wyrzucić do śmieci. Ale nie niszczę wszystkiego. To niemożliwe.
I nadal siedzę, nadal patrzę. Bez sensu.
Walczę. Mieczem, krzesłem, bułką, kartką papieru. Ciągiem zer i jedynek. A jeśli mnie również Coś stworzyło, jeśli jestem skomplikowanym urządzeniem w rękach istoty chcącej ułatwić sobie życie?
NIE WIEM. nic nie wiem.
A co dalej? Koniec.
Koniec się nie uda. Koniec będzie bolesny.
Boję się końca.
Bo jestem bezsilna; bo nic nie poradzę; bo wszystko zniknie.
A świat beze mnie nie istnieje.

czwartek, 14 października 2010

[*]
To na początek. Jest mi ogromnie smutno. Już nigdy nie zobaczę tego uśmiechu, który dany mi było zobaczyć tylko 1 raz... :(

To teraz "przejdę do rzeczy". Jutro będzie kartkówka z historii. Pamiętam, że w 1309 roku Krzyżacy odebrali Pomorze Gdańskie; że w 1320 roku Władysław [?] Łokietek został koronowany na króla Krakowa; że w 1295 r. odbyła się koronacja Przemysła II. Wiem też, że w 1333 tron objął Kazimierz Wielki. I wiem, że w 966 był chrzest Mieszka I :( Chciałabym się cofnąć 1200 lat wstecz, do czasów pogańskich.

Mama dostała dziś słodycze i kwiaty w szkole. Właśnie jem produkt o nazwie "merci". Smaczne, smaczne. I nie podzielę się. Wczoraj pojechałam do taty, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. On potrafi nawijać, nawijać, nawijać, nawijać i nawijać. Mówił mi o tym, że w tatach '90 w Polsce chciano sprawdzić ile ludzi jest homoseksualnych. Tylko nie chcieli pytać wprost, także pytanie brzmiało "Czy jest Pan(i) heteroseksualny/a?". Ponoć 3/4 badanych odpowiadało "Ja?! Nie... Skądże?...". Widać Polacy bardzo dobrze znali niektóre pojęcia... :/I różnych innych rzeczach też opowiadał.
Dziś miałam zrobić porządek w pokoju. Tyle że go nie zrobiłam. Ale za to znalazłam zeszyt z opowiadaniem z czasu kiedy chodziłam do IV klasy. Czytanie tego było dziwnym uczuciem. Byłam taka mała i głupia, ahhh... Teraz też jestem. Tyle że o 1/100 mniej mała.

Dobranoc.

sobota, 2 października 2010

Masło na paznokciach.

Pannie zjebanej się nie chce. Panna z lasu nie ma czasu. A ja siedzę na dupie i słucham muzyki. Mama by się załamała, powiedziałaby, żebym zrobiła coś kreatywnego. Ale co kurwa mam robić jak mi włosy schną?! Muszę dziś pojechać do sklepu. Powinnam za chwilę wyjść z domu. W sumie jeszcze tylko mniej niż dwie godziny zostało do 16. Ja pierdolę. Kolejny marnowany przeze mnie weekend. Chyba pójdę nad Wisłę na spacer. Za chwilę przybędzie koleżanka Darii.
Kurwa mać, ciągle mi chodzi po głowie myśl "Ona mnie nienawidzi, ona mnie nienawidzi, ona mnie nienawidzi". Bo tak do "ru$hofffej holerci" jest. Niech się rozwiodą. Tak. Niech tata wreszcie znajdzie kogoś, kto będzie mnie akceptował taką jaką jestem i nie uważał, za konkurencję w miłości. Bo jak ja, czternastoletnia dziewczynka mogłabym chcieć "odbić" Olimpii faceta?... Faceta, czterdzieści kilka lat, który jest moim tatą. Może już nawet kochać mi nie wolno?... Jestem zła. Piekielnie zła. Najchętniej rzuciłabym w nią jakimś jej ulubionym wazonem czy czymś. To jest dobry pomysł :D "Oooo... Już mi lepiej!". A raczej wcale nie. Trzeba będzie się pouczyć. Ale to potem. Teraz nie mam siły, ni ochoty. Tak, najlepiej będzie jeśli teraz umyję zęby, założę buty, szalik i pójdę kupić płytę. Mam jeszcze 120 złotych przy sobie.
Okej, no to się zbieram.
Do widzenia.

czwartek, 30 września 2010

Kto idzie na partę do Mateusza?

WOS mnie nie zabił. Jutro nie mam - historii, matematyki, niemieckiego i WDŻu. I po 5. lekcji mam wolne. Hurrra! (lub jak to brat S.L.M. mówił - huja). Muszę dostać co najmniej 4 z kar(t)kówki z polaka. Muszę. Dziś... Wszystkiego zapominam. To co pamiętam - z S.L.M. nauczyłyśmy się alfabetu wymyślonego przeze mnie i umiemy go używać. W klasie powstała armia Zdana, ale nie będę wam tłumaczyć kim jest Zdanu. Wreszcie zmyłam swoje "ru$hofffe $ł!t@śne" paznokcie. Ooo... Patrzę, a tu Zdanu ma profil na fejsie!!! To piękne. Już chyba z godzinę to piszę.

niedziela, 26 września 2010

Fuck.

Jezus Maria! WOS mnie zamorduje. Nie przerobię tego tekstu. I dostanę pałę. I chuj.
A Anka nie idzie do szkoły. I ja nie chcę iść!
Nie mam siły pisać...

sobota, 18 września 2010

Hymn

Biegłam tak szybko. Zabrakło mi sił. Zgubiłam się.
Nie mogę uwierzyć w tę rzeczywistość. Nie potrafię sobie uświadomić, że wszystko jest prawdziwe. Czuję jakbym stała gdzieś daleko. Jakbym na wszystko patrzyła zza szklanej szyby, przegrody oddzielającej mnie od wszystkiego. Chcę zostać tutaj, całymi dniami słuchać muzyki i mieć rzeczywistość w dupie. NIE ZGADZAM SIĘ!!!!!!!! PROTESTUJĘ!!! Stoję gdzieś na końcu...
Taaa, kurwa. Prędzej czy później musiało do tego dojść. Zbuntuję się. Zrobisz mi coś?! Co niby? Poskarżysz się mamusi, zaczniesz krzyczeć?... Okej. Rób co co chcesz. To nie moja sprawa.
Spadam... Lecę. Właśnie wyrosły mi skrzydła. Właśnie poczułam sprzyjający wiatr. To jest mój czas. Za chwilę usłyszysz mój hymn.
           "- Czemu mnie tu zabrałeś?!
- Chcę Ci coś pokazać…
- Jest mi zimno, gdybyś powiedział, że idziemy tak daleko ubrałabym się stosowniej.
- Nie chciałem ci mówić gdzie idziemy.
- A to niby czemu?...
- Bo wtedy byś ze mną nie poszła.
- To trzeba było przynajmniej słówko o tym, żebym wzięła grubszą kurtkę. Cała się trzęsę…
- Teraz uważaj. Tam jest przepaść – wskazał ręką. – Chodź bliżej. Przytrzymam cię.
Byliśmy na samym krańcu skały. Wymachiwałam nogą, spadło trochę śniegu.
***
Szarpnął mną – „Zasługujesz na to!” – i zrzucił.
***
Nie miałam siły żeby otworzyć oczy. Jedyne co czułam to okropny ból z tyłu głowy. I zimno. Próbowałam się skulić. Nie wiem ile czasu tak leżałam.
***
Czułam jakbym znalazła się tu znikąd. Nie pamiętałam jak mam na imię, ile mam lat, gdzie mieszkam, kim są moi rodzice. Nie wiedziałam jak wygląda świat. Pamiętałam tylko tysiące słów, jakieś wrzaski, piski i odgłos samochodu uderzającego z wielką siłą w drzewo. Zaczęłam łapczywie wdychać powietrze. Zacisnęłam pięść w nadziei, że czegoś dotknę. Nie udało się. "

Chcę się pozbyć tego czym byłam. Jestem pewna, że mi się nie uda. Jutro znów stwierdzę, że chcę być tą szarą Moniką. I będę nią. 
I albo będę tu pisać strasznie dużo, albo wstrzymam "działalność bloga". 

sobota, 11 września 2010

Ostatniego stopnia nigdy nie widać.

Ulubiona powinna być "Dziewczynka z zapałkami". A nie... Przepraszam. Przecie ona nic nie podpaliła. W każdym razie miała zapałki :D A to też się liczy.
I znowu czas mi okropnie szybko ucieka. Zawsze tak jest. Zawsze. Daria ma zegarek z delfinkami. Niebieski taki. Ehh... Nie mogę na niego patrzeć, bo dostanę depresji. I nie mam przy sobie czekolady. Będzie ciężko. Ba, już jest! Pani Anna była już na "Zaćmieniu". Genialnie do ciemnej cholery! Nie wiem na co mam pójść do kina... Teraz prawie wszystko jest w 3D. A niech się wysrają tym 3D. "Na miękciutko". Zaraz, zaraz. Chyba powinnam poinformować co jest kiedy coś umieszczam w cudzysłowie. To znaczy, iż nie ja to wymyśliłam, lub zaznaczam sarkazm. Albo po prostu nie posiadam "praw autorskich"; chyba wszystko powinnam pisać w cudzysłowie, ponieważ takowych wcale nie posiadam. Czuję potrzebę kupienia jakiejś black metalowej płyty. Jakiejkolwiek. Pomimo lekkiej poprawy sytuacji, w końcu pewnie i tak moje gusta przekroczą zasięg dość małego sklepu.
"- Ewentualnie The Ruins Of Beverast.
 - Niestety, nawet o czymś takim nie słyszałem".
Jak nie słyszał, to nie słyszał. Gdybym miała oceniać - Empik 0/5; Saturn 1/5; a ten "sklepik"... 3/5.
_______

Nawet jeśli umrzesz to przeżyjesz. Dobranoc.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Mięso.

Włożę ją do pudełka i wyślę przesyłką ekspresową na Madagaskar. Tak.

Mam ochotę się zmienić. Stać się osobą jeszcze bardziej zamkniętą w sobie. W sumie co w tym niby złego?
Niektóre słowa nie chcą mi przejść przez gardło. Hm... To zastanawiające - dziś powiedziałam całe zdanie, którego się "boję". Nie, nie zdradzę co to za zdanie.
Ale przez nie chyba znowu się nieźle wpakowałam. Chociaż... z drugiej strony reakcja płaczem i krzykiem mogła przekonać, co znaczy moje "NIE" jeśli chodzi o poglądy.
I znów piszę dla samej siebie. Egoistka ze mnie :D
Rozgryzłam całe to "last.fm", mam (nareszcie!) swój komputer. Tylko do ładowania używam zepsutego kabla. A w Grecji było zbyt jasne słońce.

A tak na uboczu - nie mam pojęcia, co ma "mięso" do tego posta. No cus.
Dobranoc.

niedziela, 25 lipca 2010

Plucie do świecącego garnka.

P.S. Ja też się boję. Ale mam tak wielką ochotę.
*
Potrzebuję się wypłakać. Łzy co chwila stają mi w oczach. I tyle... Chcę z Kimś porozmawiać. Z kimś kto w moim wyobrażeniu naprawdę mnie zna. Są dwie takie osoby. Mam nadzieję, że o tym wiedzą.
Kataryna jest do żartów, robienia głupstw, zaczepiania metali i gotów w złotych tarasach.
S.L.M. jest gdzieś... Prawdopodobnie na jakimś obozie. Gdy jestem z nią od razu się uśmiecham. Ale robię to szczerze, jest dla mnie bardzo ważna.
Słucham "Unlock The Shrine". Może trochę mi pomoże.
Nie wiem co dalej...
Nabijanie się z tego kim jestem. Podświadome wyśmiewanie moich poglądów. Jeśli Bóg istnieje to niech już teraz wyznaczy sprawiedliwość, niech sprawi abym miała spokój, abym nie musiała się z tego śmiać. Z TEGO WSZYSTKIEGO!! Także tu stosuję taktykę prowadzenia monologu do słuchacza, w tym wypadku nazywanego czytelnikiem. Może bym napisała jakiś biały wiersz, zamiast wyładowywać się na blogu? To jestem ja... Ja przepuszczona przez filtr własnej przyzwoitości. Jaka ja będę w przyszłości? I co będę robić?...

sobota, 24 lipca 2010

Do pilota z przeprosinami. Do...

Wróciłam znad Wisły z bąblem na pięcie ("może teraz już Cię nie będę uwierały te buty?") Wróciłam znad Wisły obiecując sobie, że gdy będę dorosła będę tam przychodzić i patrzeć na wodę... Jak płynie. I najprawdopodobniej myśleć, że wszystko przemija. Czyżby aż tak źle wpłynęła na mnie muzyka? N-I-E! Ja tylko "stwierdzam fakt".
Mam dość poruszania drażliwych tematów, pytania "dlaczego?", bo to chyba (W tym miejscu chętnie umieściłabym wulgaryzm, lecz nie chcę, ze względu na to, że ktoś to przeczyta) oczywiste, że odpowiem Moje Magiczne "NIE WIEM"!!
Marzyłam o ozdobnych, Miedzianych Bramach.
Nie wiem czemu Miedzianych, a nie na przykład... Brązowych.
Jestem wyrafinowaną Debillą o zaawansowanym stopniu wtajemniczenia w swój umysł (myślący, znający się na rzeczy ludzikowie zrozumieją), myślącą na niebiesko o niebieskim ktosiu, wiedzącą, że ma rację jeśli chodzi o jego kolor. Patrz! Tam! W górę. Prawda, że niebieskie? No... To co się czepiasz!?! Czyż nie lubimy wszystkiego odwracać? Mówię Ci, człeku, czytaj pomiędzy tramwajami, rzuć pilotem o ścianę, przeproś go za to, co zrobiłeś, a wtedy wszystko stanie się jasne, a ty (niezadowolony) odkryjesz o co chodzi z tą całą niebieskością.
Jak popatrzysz na swoje stopy (Czy mógłbyś wreszcie zdjąć te cholernie niewygodne buty na obcasach?!). Myśl a nie zasypiaj! Jak popatrzysz na stopy to widzisz pod nimi... Posadzkę? Właśnie... To teraz, istoto ludzka, wkop się w ziemię (Nie licz na to, że powiem ci jak) i wyjrzyj z drugiej strony Kuli Ziemskiej.
Nie mam nadziei, że udało ci się zgłębić tajemnicę mojej filozofii opartej na głupocie i przemyśleniach godnych nieuwagi.
Do-bra-noc.
Do-brał-do-bry-koc.
P.S. Jestem stanowczo przeciw pisaniu "Of" zamiast "of"

poniedziałek, 12 lipca 2010

"Straszna droga Cię z nami czeka".

Bez obiadu nie wytrzymam! Jeśli ktoś jeszcze o tym nie wie, to mówię - CODZIENNIE MUSZĘ ZJEŚĆ OBIAD, BO INACZEJ NIE WYTRZYMAM!!!!!! Choćbym zeżarła tysiąc kanapek - brakowałoby mi obiadu.
Nie będzie wakacji. Zamiast siedzenia na plaży w Grecji, będzie siedzenie w domu w kształcie klocka, w Zatorze. Także muszę stwierdzić, iż nienawidzę ludzi, którzy wszystkiego się boją - a zwłaszcza chodzi mi o coś takiego jak "LATANIE SAMOLOTEM". "A co będzie jak zginiemy?" - pytanie to działa mi na nerwy jak nic innego. Stwierdziłam, że wolę rozpaść się na kawałki niż utonąć. NIE MAM OCHOTY PISAĆ WIĘCEJ. Ślubu nie opiszę!!!!!!!!!!!!!!!!

wtorek, 6 lipca 2010

15:57

Mam uczucie jakby nagle wszystko zwaliło mi się na głowę. Albo... Jakbym to ja to sobie zwaliła. Zdecydowanie lepiej pasuje to drugie.
Siedzę. W ciepłym domu. Mam rodzinę. Jestem wolna. Niby mam szczęście... ale jednak czegoś mi brakuje.
Miałam się dziś spotkać z Anną i Katarzyną. Nie spotkałam się. Co będę robić jurto? Nie wiem. Być może będę siedziała, słuchała muzyki i grzebała w Internecie. Nie wiem, nie mam pojęcia. Marnuję sobie życie. Jestem tego pewna. Wcale nie trudno... Ale i tak będę sobą. Będę jadła o godzinie 23; będę upierała się, że nie stanę się smutna i przygnębiona, bo tak czuję; będę użerała się z matką jeśli chodzi o ubrania; będę krzywiła kręgosłup; będę psuła se wzrok; będę pisała, pomimo iż jest to do dupy, nigdy nie wychodzi; będę kolejną idiotką uważającą się za "inną". Tak, BĘDĘ! I poczekam aż minie calutkie życie. A potem mnie nie będzie.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

23:56

Mam sukienkę!!!!!!!!!!!!!
[Właśnie na death.fm 'leci' Gojira - Backbone :) *zachwycona*]
Sukienka jest niebieska, ładna, z kwiatkiem. Została kupiona przez Olimpię (lub jak kto woli Oleńkę), za chwilę żonę mojego taty. Pojawię się w niej (w tej sukience a nie Olimpii ;D ) na ślubie.
A dziś... Byłam z Katarzyną w Złotych Tarasach. Fajnie było. Najpierw... Hm... Nie pamiętam. Ale potem poszłyśmy do KFC. I tam były fajne rzeczy. Np. zakonnice. I chłopczyk! Taaak, taki wysoooki, chyba... W każdym razie chodziłyśmy za nim i jego kolegą, a la chłopakiem. Kasiunia (te$$hhhh cię lofffffciam) powiedziała coś w stylu "Nie widzisz? Przecież jestem chłopcem." Ja na to: "Taaak? To pokaż mi swojego dużego". No... Potem ona coś z nim gadała i coś tam, coś tam a ja do domu pojechałam.
Nienawidzę empika! Wrrrr...
Jakie śmiechy. AAAAAAAAAA!!!!!!!!! The Ruins Of Beverast w radiu. Jestem Zachwycona przez wielkie Z. Empik jest do dupy za to inne rzeczy są genialne (np. iTunes, Internet, muzyka...) Nie no... Za chwilę się posram ze szczęścia...
Kończę i życzę miłych (czyt. koszmarnych) snów.

sobota, 26 czerwca 2010

21:28

Budujemy piramidę.
Udajemy.
No trudno.

Znowu zaczęłam coś pisać. Tym razem jest to opowieść o kraju z krwawymi obyczajami. Idzie źle. 4 ostatnie zdania, z których jestem dumna okazały się być murem. Nie jestem w stanie napisać ani słowa więcej. Ale chyba nie usunę blokującej części. Chyba...

"Jego uśmiech, każdy gest" - nagle mi się to przypomniało. Słowa wyrwane z kontekstu...

Na pewno nie można zwariować od piosenki, której tytułu nie pamiętam. Depresji też się nie dostanie. Bo takie skutki uboczne mogą wystąpić, jak zejdzie się, a może raczej spadnie jeszcze niżej. A może to nie jest upadek, tylko wspinaczka. Wspinaczka po coś... co trudno osiągnąć. I nie każdemu się uda. 

I am all right. I hope...

Swoją drogą chcę mieć. Tylko dla siebie...

niedziela, 20 czerwca 2010

Nie.

Pociąg. Turkot kół. Tak, koła.
Nadal tu jestem.
Nie odpuszczę.
Złap mnie i trzymaj mocno. Razem przetrwamy.
Chcę odkryć miejsce, w którym mieszkają smoki. Tak, smoki.
Chcę słyszeć piękny dźwięk.
Mam ochotę polecieć na nieistniejących skrzydłach.
Wolałabym umrzeć niż nadal patrzeć na film.
Film...
Albo wcale nie.
Nie chcę telewizji. Media są okropne.
Ich pożywieniem jest nieszczęście ludzkie.
I śmierć.
Śmierć.
"Nikt nie przeżył".

środa, 26 maja 2010

14:22

Chciałabym powiedzieć, że kocham. Kocham, kocham, kocham i ściskam na odległość. Ale nie ciebie!!
Naprawdę dziś jest dzień matki? To dziwne... Nie mam prezentu, nie mam pomysłu na prezent.
Jaki piękny mamy dziś dzień! SŁONECZKO!!!!! Kurwa, za chwilę chyba się posrają ze szczęścia. Kto? Sama nie wiem. Chmurki, PKiN. Jakie mam zasrane szczęście (zasrane przez tych, którzy się posrali, a szczęście, bo... bo... bo sama nie wiem)
Słucham 'zbawiennego' death metalu xD
Przypomniało mi się "gówno w oborniku", gdy to powiedziałam nie bardzo wiedziałam co to obornik. Ania zaczęła się śmiać (tak mi się wydaj, dokładnie nie pamiętam). A nazwę bluetootha miałam taką: "Kabaret u dup". Fajnie, nie? To S.L.M. mi przestawiła.
Woda spływała i spływała, kwiatek wyrósł z brudu. Tak, sąsiedzi mogą być tego pewni. Ja z Kaśką nic nie robiłam. Jeszcze wyciągałyśmy listy... Zadłużona rodzina z pełną skrzynką. Przynajmniej ją trochę odchudziłyśmy. Listonosz będzie miał gdzie wkładać zawiadomienia o wezwaniu do sądu ;D. "Byłoby cudownie, a tak tylko pięknie jest."
Uświadomiłam sobie, że jeszcze rok temu kochałam Rihannę, wydawało mi się, że jest kimś wyjątkowym. Moja matka zawsze musi narzekać. Pop jej się nie podoba, techno też nie, metal również a zwłaszcza death metal i black metal. Uważa, że ten drugi mi zepsuje psychikę czy coś. Trudno, z moją psychiką już jest coś nie tak.
Dzień matki a ja ją 'obgaduję'. Ale ma fajną córeczkę.
Dobra, żegnam państwa.

czwartek, 20 maja 2010

19:04

Rok 2006 był niewątpliwie najpiękniejszy.
___

A może chciałabym zostać ścięta?

Ania... Chyba,... osoba najważniejsza w moim jakże krótkim życiu. Chyba. Niczego nie wiem na pewno, zawsze pojawia się zwątpienie. Ale bez zwątpienia nie byłoby przemyśleń, nie byłoby ludzi innych! Bez zwątpienia byłabym taka sama, taka jak każdy na tym świecie. I może byłoby dobrze...
Tak... 'byłoby', to piękne słowo. Ono też oznacza, że jednak pojawia się w nas nuta zwątpienia, nie jesteśmy do końca pewni.
Taki debilny post, blog niby o moim życiu. Trochę dawno nie pisałam, ciągle mam wyrzuty sumienia. Czyżbym zwątpiła w swą siłę?...
A czy Ty zwątpiłeś.
(Tam dam dam: Jeśli jesteś polonistą i masz ochotę wstawić mi pałę za powtarzające się 'zwątpienie' - pieprz się!)

Dobra, nie mam już czasu, muszę kogoś zamordować!!

piątek, 30 kwietnia 2010

Ach... Ktoś chce parówkę?

Było CUDOWNIE!
27.04.'10:
Spotkałam się z S.L.M. w złotych tarasach. Chodziłyśmy po sklepach, rozmawiałyśmy i coś tam jeszcze robiłyśmy. Było spoko. Ale oczywiście musiałyśmy spotkać Kaśkę z jej koleżanką/przyjaciółką. Byłam w szoku. W takich sytuacjach nigdy nie potrafię sobie poradzić (ups... mówię właśnie o swoich słabych stronach). Bąknęłam jakieś 'cześć' czy coś takiego i oddaliłyśmy się z Anią. Poszłam do Ery żeby coś tam kupić a potem pojechałyśmy do mnie. Stałam się Lady Cook, która pracuje na zlecenie wymyślonej Poison TV, w której to lecą programy o zabijaniu, mordowaniu itp., itd. Lady Cook gotuje kotlety z człowieka i robi eksteremalne mieszanki. Aha, tego dnia szukałam też ukochanej płyty, której nigdzie nie mogę znaleźć. I oczywiście nie znalazłam.
28.04.'10:
Również byłam w złotych tarasach. Ale chwila... niech sobie przypomnę - tym razem z Kaśką. Byłam tam tylko przez gadzinę, potem musiałam jechać aby opiekować się Darią - tym różowym czymś. Pokazywałam jej zuomarket. Więcej grzechów nie pamiętam.
29.04.'10:
Najlepszy dzień w moim życiu! Opiszę go kiedy indziej xD.

sobota, 10 kwietnia 2010

10.04.'10

Przed chwilą sama nie wiem po co się wylogowałam i zalogowałam ponownie. Ale... Kogo to obchodzi? 
Miałam się dziś spotkać z Piotrem, lecz byłam zbyt wstrząśnięta po tym co się stało rano (a może raczej to bardziej moja matka była wstrząśnięta - to ona powiedziała że nie da rady). Chyba nie muszę mówić co się stało, każdy polak to wie! Piszę właśnie z K.W. - tj. raczej ona coś do mnie pisze, jakieś debilne rzeczy, cytuję: 'A WOGULE ŻADEN Z CIEBIE METAL !



JESTEŚ TYLKO ZWYKŁYM KINDEREM !'

(Szanowna pani, popełniła pani wielki błąd - nie 'wogule', lecz w ogóle)

Niestety moja kochana, która ma problem z czymś a raczej kimś (Ty Ktosiu, zakładam że to czytasz, chciałabym powiedzieć że jej stan psychiczny jest o wiele gorszy niż sądziłam) Zastanawiam się czy kontynuować rozmowę z nią ;D Ajajajaj... Będę ją kontynuować bo robi się ciekawie. Napisała że moi przyjaciele o mnie nie świadczą, ale ja i tak nie wierzę... xD Czat mi się rozłączył... TRUDNO! Jutro spotykam się z S.L.M.!!! Hahahahaha! Mam nadzieję że jutro napiszę co robiłyśmy. Moja matka ogląda telewizję, a raczej gapi się w pudło, jak to się u mnie w domciu mówi. Znowu piszę bzdury! Połowa mojego domu jest ze mną, a połowa na stali. Ah! Ale ze stali się WYPROWADZAM! Nie znajdziesz mnie na tym zadupiu (nawet jeśli bym tam mieszkała przez 10 lat to i tak ty nie znalazłbyś mnie!) Bo jak tam jestem, to i tak mnie nie ma! Hahahahaha!

Pokłóciłam się z Piotrem, ale potem było dość zabawnie (tylko się nie obraź!). Szczerze: zachwycił mnie wpis w księdze gości.

Nie... ten post mi się nie udał, ale i tak go opublikuję.

Jeśli czytasz to o porze dnia - nocy to: słodkich snów, mój kochany dziubasku. niech ci się różowe gwiazdeczki przyśnią!



(nie zapominać że kocham sarkazm!)


Dooooowiiiiiiidzeeeeeeeniiiiiiiiiaaaaaa!

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Przyjaźń? Zawsze znajdzie się wróg...

Taa... tego naprawdę mi trzeba było. Aha, aha, aha... Jak ktoś ma jakieś problemy to niech idzie do terapeuty, zrobi coś z sobą. Naprawdę nie przejmują mnie teksy o brzoskwinkach... o chujach i innych bezsensownych pierdołach, które są objawem tego że straciliście mózg. Ludzie, mnie to naprawdę śmieszy, cieszy i czytając te określenia uśmiecham się od ucha do ucha. Taka rozmowa ze mną = rozmowa ze ścianą.
Zadowoleni??

piątek, 2 kwietnia 2010

Czarusia czy Czapka?

Otóż, drodzy Państwo. Mam zaszczyt poinformować Was, że zmieniam imię mojej kotki z Czarusi na Czapkę. Dlaczego? Wczoraj (1.04.'10) była u mnie S.L.M., powiedziała mi że zwierzęta reagują na pierwszą sylabę swego imienia, ciąg dalszy nie ma znaczenia. Zawołała do mej kotki "Czapka!". Moje czarne coś zareagowało. Potem padły jeszcze imiona takie jak Czeczenia, Czekolada, Czajnik xD. Ale Czapka i tak rządzi (i właśnie dlatego zostaje)! Mam nadzieję że mama się przyzwyczai ;D.

piątek, 26 lutego 2010

Czarna Kiełbasa nr. 3

Czarna Kiełbasa? Ehh… a co to? Jak to co! To ja!

Gimnazjum, dostałam się do klasy dwujęzycznej na 20. miejscu. W klasie jest nas 27, wypadłam tak sobie. Ale się dostałam. To tu poznałam jakże ukochaną, bliską memu sercu osobę – Szatana Leśnika. Naprawdę to ta ksywka powstała później, tak jak Czarna Kiełbasa. S.L. to Ania, C.K. to Monika. Szatan Leśnik był tym co usłyszała Ania gdy jej coś opowiadałam. Pamiętam że mówiłam coś „Szatan” ale Leśnik to już ten powiedzmy błąd. Ja sama wymyśliłam Czarną Kiełbasę tak po prostu. Potem do naszych „inicjałów” doszło M. M od MNOŻY. W oryginale Ż jest odwrócone. Ale tu nie da się tego napisać. MNOŻY pochodził z podręcznika od muzyki, w rozdziale o rocku zobaczyłyśmy to słowo i spodobało nam się. Więc prawie wszystko powstało przypadkowo.

Oceny? A cóż to ma być? Dwie pały z angielskiego! Jak tak można? Jakoś, widać można. Pewnie część jest przyzwyczajona do złych ocen, ale ja nigdy nie miałam gorszych wyników. Byłam załamana. Polski też nie szedł dobrze – 3 na semestr. Trudno! Jakoś sobie dam radę. „Trzeba sobie w życiu radzić – powiedział baca zawiązując buta dżdżownicą”. A niemiecki szedł mi nieźle. Nie spodziewałam się tego. Ale co ja będę wam truć o szkole. To chyba najnudniejszy temat na który można pisać.

No i to chyba na razie wszystko. Więcej o mnie za jakiś czas.